Z wizytą u pstrągów

A więc w dniu dzisiejszym wspólnie z Szostem i Mariem wybraliśmy się na rozdziewiczenie pewnej, malutkiej rzeczki ukrytej pośród wiekowych sosen Puszczy Knyszyńskiej.

Po dotarciu w miejsce upatrzone na mapach Zumi rozpoczęliśmy łowienie. Rzeczka przepiękna! Niezwykle klimatyczna, pełna podręcznikowych miejscówek pstrągowych. Królestwo bobrów (które sądząc po ilości i wielkości żeremi pewnie są wielkości żubrów ) oraz żubrów… Na szczęście ani jednych ani drugich nie spotkaliśmy Obłowiliśmy około kilometrowy odcinek jeszcze zimowej rzeczki (nie do końca lód odpuścił) i wróciliśmy do auta.

Pogoda się popsuła w bardzo szybkim tempie. Lecz podjęliśmy decyzję, by odwiedzić pewny górny odcinek rzeki na literę S….. Poprzez błotniste, leśne dukty. Poprzez błoto. Jadąc „w górę i w dół „… Dojechaliśmy! Mimo śnieżycy i porywistego wiatru twardo (jak na Barweniarzy przystało!) ruszyliśmy brzegiem w górę rzeki.

Po parunastu minutach słyszę kilkadziesiąt metrów za mną ” JEEEEEEEST!!!!”. Lecę jak rakieta zobaczyć co się uwiesiło koledze Szostowi. Jak się okazało piękny pstrąg potokowy. Kropkowany grubasek (40 cm) po krótkiej sesji zdjęciowej z należytym szacunkiem został „odprowadzony do domu” – czyli do rzeki. Był to jednocześnie pierwszy w tym sezonie pstrąg Kamila także gratulacje były jak najbardziej zasłużone. Minęło parędziesiąt minut. Szost stoi jakieś 10 metrów poniżej mnie. Prowadzę woblera „z prądem”. Solidne przytrzymanie i zacinam! Tym razem to ja krzyczę „Siedzi!” Z wody wyłania się solidny kawał rybska. Pstrąg! I to bardzo ładny! Podprowadzony pod powierzchnię, młóci wodę jak młyńskie koło. Paręnaście sekund holu i gdy moja ręka spoczywała już na rękojeści podbieraka kropek zakręcił ostatniego młynka pod nogami i wypiął się… Mówi się trudno! To był na prawdę godny przeciwnik, który tym razem wygrał.     Kilka zakrętów dalej Szost znowu krzyczy „MAM!” więc z Mariem lecimy ile tchu. Jak się okazało, tym razem jednak szczupak połakomił się na przytrzymanego w nurcie wobka. Wymiarowy zębacz także zaliczył sesję zdjęciową i wrócił do wody. W dalszej części łowienia zaliczyliśmy jeszcze parę kontaktów z rybami, lecz żadnej nie udało się szczęśliwie wyholować.

Wracając do auta spotkaliśmy składających się kolegów muszkarzy. Po krótkiej wymianie informacji ruszyliśmy w drogę powrotną. Wypad jak najbardziej udany pod względem ryb, widoków i przede wszystkim klimatu!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.