Wielki łowca czyli… milczące przyzwolenie

W drodze na sprawozdawcze zebranie koła wędkarskiego w Bondarach zatrzymałem się na chwilkę w okolicach mostu na Narwi, tuż poniżej tamy zalewu Siemianówka. Uwagę moją zwróciła ogromna ilość wędkarzy rozlokowanych na dwóch brzegach na dosłownie kilkusetmetrowym odcinku rzeki.

Generalnie wśród wędkujących dominowała metoda „na żywca”, ale byli też amatorzy lekkiej i ciężkiej gruntówki. Albo zwykły przypadek, albo szczupak dobrze żerował, bowiem stojąc na moście zauważyłem jak nieopodal łowiący wędkarz wyholował małego szczupaka. „Łowca” rybkę sprawnie odhaczył, nawet nie zmierzył i bezceremonialnie wrzucił do 10 litrowego kubła po farbie emulsyjnej.

Dziwnie to może wyglądało ale krzycząc z mostu grzecznie aczkolwiek stanowczo poprosiłem „łowcę” aby jednak rybkę zmierzył. Wędkarz zdumiony i chyba nieco zawstydzony dobitną prośbą jakiegoś faceta stojącego na moście zmierzył swoją zdobycz i z rozczarowaniem stwierdził, że szczupak jest jednak za krótki o kilka centymetrów. Ryba oczywiście szybciutko powędrowała z powrotem do wody a ja powiadomiłem SSR o „wielkim oblężeniu” w tym rejonie rzeki.

Milczące przyzwolenie
Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że nikt z łowiących obok wędkarzy (kilku z nich nawet dzielnie sekundowało „wielkiemu łowcy” podczas holu ryby), nikt nie zwrócił uwagi na to, że ów „wielki łowca” łamie właśnie regulamin i zabiera nasze wspólne dobro które jeszcze długo powinno dorastać w ciszy i spokoju.
Potem się dziwimy, potem narzekamy, że brakuje ryb w naszych rzekach i zbiornikach. Zwalamy na małe zarybienia, na PZW, na kłusowników i na zmieniający się klimat. Tymczasem nad wodą panuje wśród wędkarzy jakieś dziwne, milczące przyzwolenie na tego typu kłusownicze działania. Do wielkich wyjątków należą zdarzenia gdy jeden wędkarz zwraca uwagę drugiemu wędkarzowi. Na zebraniach i forach internetowych narzekamy na kłusowników, ale następnego dnia będąc na rybach nie kiwniemy nawet palcem widząc jak ktoś łowi niedozwoloną metodą lub zabiera niewymiarowe ryby. Czy to nie jest zastanawiające?

Gdy po czterech godzinach wracałem z zebrania, tłok na wodą nie zmniejszył się ani odrobinę. Z jednym wyjątkiem. „Wielkiego łowcy” nad wodą już nie było.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.