Wieczorny karp

W ubiegły wtorek wybraliśmy się z kolegą na ryby, liczyliśmy że może trafi się jakiś cyprinus na koniec sezonu, bo nasze ostatnie wypady spinningowe kończyły się …. hmmmm ….. niezbyt efektownie.

Wyjechaliśmy od razu po pracy na nowe miejsce które odkryliśmy w tym roku (woda PZW). Dwie karpiówki do wody, poza tym feeder i dłuższy bacik, oczywiście mięsko na grilla i gdzieś po 18 przygotowania zakończone. Miło sobie gadaliśmy, dojechał jeszcze jeden kolega, więc fajnie było spędzić czas i skorzystać z tak dobrej pogody. Na feederze bez brań, jakieś drobne podszczypywania na bacie.

No i gdzieś koło 20:30 jest branie – sygnalizator mało się nie spali (Ci, którzy mieli okazje przeżyć takie brania wiedzą, że adrenalina dała znać), a my jak siedzieliśmy spokojnie i powoli usypialiśmy w fotelach tak w z prędkością świetlną znaleźliśmy się 10 metrów dalej przy karpiówkach. Karp uciekł w trzciny ale nie było zbyt wiele problemów z jego wyprowadzeniem (3,25 lbs), bliżej brzegu zrobił porządny odjazd, ale i tak po kilku minutach „jakoś” ląduje w podbieraku (podbierak oczywiście mały, bo przecież nic miało nie wziąć).

Parę fotek, ważenie (7,8 kg) i wypuszczamy gościa. Ochłonęliśmy, nie minęła godzina i na tym samym zestawie jest znowu piękne branie, tym razem kolega bierze sprawy w swoje ręce – pierwszy raz w rękach karpiówka i na końcu zestawu taki karp, a nie „wigilijny” – ryba jest praktycznie identyczna – z emocji oczywiście nie zważyliśmy, może był ciut większy. Znowu „sesja” i do wody. Później świeża herbatka, cukiereczki i koło północy wracamy do domu.

Autor tekstu i zdjęć: Kicker

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.