Vision Cup 2007, Litwa

Piękna rzeka, koleżeńska atmosfera oraz zdrowy duch sportowej rywalizacji. Tymi słowami można w skrócie opisać nasz start w muchowych zawodach VISION CUP zaliczanych do grand prix Litwy. 
Jako reprezentacja Salmo Clubu Białystok, zostaliśmy zaproszeni do wzięcia udziału w tych zawodach przez zaprzyjaźnione kluby muszkarskie z Wilna, Kowna i Pałangi. Była to doskonała okazja do sprawdzenia naszych umiejętności wędkarskich w zupełnie nowych dla nas warunkach. Nigdy wcześniej bowiem, ani ja ani Zdzisław (Dzidek ) nie mieliśmy okazji łowić na rzece Merkys przecinającej piękne lasy południowej części Litwy. Mogliśmy tym samym sprawdzić, czy stosowane przez nas muchy, metody łowienia i taktyka zawodnicza pozwolą na osiągniecie dobrego rezultatu.


Na podbój Merkysu wyruszyliśmy wczesnym rankiem, w sobotę 16 czerwca 2007. W miejscu zbiórki – miejscowości Puvociai – mieliśmy stawić się o godzinie 8.00. Jak się zapewne domyślacie, podróż minęła bardzo szybko. Granicę w Ogrodnikach przejechaliśmy praktycznie z marszu, nie przestając dyskutować o taktyce i możliwościach złowienia lipieni i innych ryb zaliczanych w klasyfikacji Vision Cup. Nasz zawodniczy zapał skutecznie chłodziła Agnieszka – żona Zdzisia, oraz jego córki – Wiola i Julia. Nasze monotematyczne rozmowy o nimfach, linkach i wędkach co chwilę zbaczały na tor zwiedzania kompleksu basenów i saun Aqua Parku w Druskiennikach – celu podróży dziewczyn. Pomimo tego, w naszych zawodniczych głowach tłukły się myśli o nimfach złotogłówkach i lipieniach, które tylko czekały by je pożreć.

Po krótkich poszukiwaniach dotarliśmy do miejsca zbiórki. Już z daleka witały nas miłe uśmiechy kolegów z Litwy. Jak się okazało, prócz nas, byli tam również wędkarze z Łotwy i Białorusi. Spotkaliśmy bowiem Jurija Myszkina, który w tegorocznym pucharze krętaczy zajął pierwsze miejsce. Przez chwilę nawet myśleliśmy o poddaniu się walkowerem, gdyż mieliśmy solidne podstawy by przypuszczać, że Jurij po raz kolejny nie da współzawodnikom żadnych szans. Ustaliliśmy jednak, że startujemy, cokolwiek by się nie działo.
W losowaniu stanowisk i sektorów okazało się, że ze Zdzichem w obydwu turach łowimy dosłownie obok siebie. Dzięki temu podczas trwania zawodów było na naszym stanowisku bardzo wesoło i głośno. Przechodzący brzegiem kibice już na początku tury zgromadzili się na brzegu zwabieni naszym śmiechem i krzykami. Myśleli chyba, że Polacy zaczęli łowić wielkie ryby. Z błędnego założenia wyprowadziły ich nasze mokre kamizelki i woda w spodniobutach. Chcąc łowić na nimfę, musieliśmy bowiem głęboko brodzić. Kamienne dno oraz silny nurt sprawiały, że niemal co chwila nabieraliśmy wody w wodery. Było to kwitowane najpierw naszym krótkim okrzykiem „ojej”, a później salwą śmiechu na brzegu. Już po pół godzinie łowienia wiedzieliśmy, że nie ma potrzeby uważać, bo i tak byliśmy przemoczeni. Po kilku niezacietych braniach udało nam się złowić po jednym lipieniu. Lipień Zdzisia połakomił się na zieloną złotogłówkę. Ja swoją rybę złowiłem na nimfę Pheasant Tail z zielonym kołnierzykiem, którą dostałem w prezencie od Piotrka Daniłowicza. Jak się później okazało, nasz wynik ten dobry, bo w I turze zawodów mniej niż połowa zawodników złowiło punktowane ryby. Po zakończeniu tury czekał nas obfity obiad. Litewski chłodnik oraz lekkie drugie danie były dokładnie tym, czego potrzebuje zmęczony wędkarz po trzech godzinach zawodniczych zmagań.

Krążące po niebie chmury zapowiadały burzę. O ile w pierwszej turze było ciepło i słonecznie, a przemoczone spodniobuty kontrastowały z naszym ogólnym nastrojem, o tyle w drugiej turze intensywny deszcz przemoczył doszczętnie wszystkich. Kibiców też. Dysponując systemem rozgrzewczym w postaci whisky Black Dog, po raz drugi udało się nam zgromadzić na naszym stanowisku więcej kibiców niż gdziekolwiek indziej. Zdzisław nie poddał się jednak i nawet w największy deszcz stał w rzece i łowił. Jak stwierdzili kibice i zawodnicy obserwujący jego zmagania, ubrany w foliowy płaszcz stojąc po pachy w wodzie przypominał meduzę. W tej turze nie udało nam się złowić punktowanej ryby. Jedynie Zdzisiek nawiązał konfrontację z pięknym lipieniem, który po krótkim susie z prądem rzeki wypiął się z bezzadziorowego haka. Po zakończeniu tury Zdzisiek jeszcze długo rozpamiętywał stratę ryby, która mogła mu dać dobrą lokatę w końcowej klasyfikacji.
Przed ogłoszeniem końcowych wyników mieliśmy okazję podziwiać kunszt rzutowy instruktora muchowego castingu z Łotwy. Pomimo naszego wieloletniego stażu muchowego stwierdziliśmy, że chcąc choćby zbliżyć nasz poziom posługiwania się muchówką do poziomu Łotysza, musielibyśmy trenować przez dobrych kilka lat.

Oczywiście – piękne rzuty nie muszą iść w parze ze skutecznością na łowisku. Ktoś może powiedzieć, że rozkładanie poszczególnych elementów rzutu na czynniki pierwsze w celu poprawy efektowności i efektywności podania sztucznej muchy jest bezsensowne. Ja jednak uważam, że w naszym kraju (klubie?) brakuje rzetelnej wiedzy na temat rodzajów rzutów i precyzyjnego posługiwania się sznurem muchowym, a naszej abnegacji w tej materii należy szybko położyć kres. Można to zrobić jedynie podczas takich własnie wyjazdów, gdzie można zasięgnąć rady fachowca na temat techniki oraz doboru sprzętu. 
Końcowe wyniki nie przyniosły rozczarowania. Wiadomo przecież, że największe szanse na zwycięstwo mają ci, którzy dobrze znają łowisko. Ucieszyło nas zatem zwycięstwo naszych serdecznych kolegów – Ernestasa z Kaunas Muselininku Klubas oraz Kastasa z  klubu flyfishing.lt. Dalszych miejsc w klasyfikacji nie podano.
Wyjazd na Litwę pokazał, że oprócz dolnej, tzw. „polskiej” nimfy można łowić lipienie bardziej klasycznymi muchowymi metodami. Większość zawodników łowiła długą nimfą i mokrymi muchami, podawanymi z prądem. Zwycięzca zawodów – Ernestas – łowił jednak na dolną nimfę. Świadczy to, że zastosowanie tej metody powiązane ze znajomością wody również może prowadzić do dobrych rezultatów.

Należy zdecydowanie stwierdzić, że organizacja zawodów była doskonała. Oznakowanie sektorów było jasne, a sędziowie mili i kompetentni. Widać, że koledzy z Litwy poświęcili na przygotowanie zawodów wiele czasu i pieniędzy. Udało się nawet pozyskać sponsora (nagrody, piwo). Należałoby pomyśleć nad organizacją podobnych zawodów pod egidą naszego SalmoClubu. Widać jednak, że na Litwie zainteresowanie muszkarstwem jest dużo większe niż u nas, a na zawody przyjeżdżają całe rodziny.
Przekonaliśmy się również, jak piękne łowiska mamy w zasięgu 4 godzin jazdy samochodem z Białegostoku. Merkys, podobny w swym charakterze do naszej Pasłęki czy Wdy, jest łowiskiem niezwykle malowniczym, choć wymagającym. Wiedząc, że na Litwie nie prowadzi się zarybień, nie nastawialiśmy się na wiele ryb. Przekonaliśmy się jednak, że łowiąc konsekwentnie w dobrych miejscach można liczyć na spotkanie z dobrym lipieniem. Na pewno zorganizujemy na litewskie rzeki „karną ekspedycję”. Na zawodach nawiązaliśmy wiele nowych znajomości. Dzięki temu możliwa będzie kontynuacja współpracy. Z kolegami z Litwy umówiliśmy się, że niedługo przyjadą do nas i razem pojedziemy na nasze klubowe zawody na San. 

Guys. Tank You for inviting us to the Vision Cup. We enjoyed this event really much and we hope to meet You there next year. But before, as we have discussed – we are going fishing on River San together. See You soon though!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.