Przestroga

Wędkarstwo to jakże przyjemne a zarazem niebezpieczne hobby. A czym większy staż, tym bardziej mylne pojęcie, o tym co nam się może się przydarzyć .

Jesteśmy w końcu profesjonalistami. A więc zapraszam do pierwszego zdarzenia, które  było dość straszne  i dość zabawne; a które zatytułowałem:

Ucho
Mieliśmy z kolegą po 14, 15 lat i dopiero zaczynaliśmy naszą przygodę z wędkowaniem. Spiningowaliśmy ze starego już nie używanego mostu. Szukaliśmy szczupaka. Zeszliśmy jak najniżej, stanęliśmy dość blisko siebie i jedynym utrudnieniem było to, że rzuty wykonywaliśmy w bok lub spod siebie. Po którymś kolejnym rzucie postanowiłem rzucić znad głowy. Wobler wylądował za betonowym umocnieniem na trawie. A wiec mówię do kolegi aby się schylił, a ja spróbuję zerwać przynętę.. Żyłka 0,30mm więc co może się stać? Nawet jak pęknie żyłka to ostatecznie po niego wyjdę na górę. Kolega się schylił a ja zamaszystymi zacięciemi zacząłem szarpać. W pewnym momencie kolega… wstał..  Usłyszałem głośne aauuuuuu… Zauważyłem, że  kolega już nie stoi  tylko znów siedzi  i wyje z bólu. Wyje z wbitym w ucho woblerem.  Szok, strach, zimny pot mnie zalał. Kolega wyje, a ja próbuję go uspokoić. Niestety bez rezultatu. Całe szczęście w nieszczęściu, że żaden z grotów nie przebił ucha ani nawet chrząstki. Dwa groty wbiły się tylko w naskórek. Próby wyjęcia kończyły się tylko na zadaniu koledze niechcianego dodatkowego cierpienia. Pomimo iż groty nie przebiły ucha, to tak niefortunnie się wbiły naprzeciw siebie, że chcąc uwolnić go z jednego grotu, musiałem  drugi grot … wbijać w ucho. Do najbliższego lekarza z półtorej godziny drogi, więc podejmuję jedyną,   słuszną decyzję – ,,trzeba ciąć!!!” . Następuje prawie płacz i lamęt kolegi, W zasadzie wycie.  A mi przecież chodziło tylko o zrzucenie końcem scyzoryka naskórka z zadzioru. Kolega widocznie jednak źle mnie zrozumiał. Koniec końców ucho zostało całe i zdrowe, ale pamięć o tej całej przerażającej sytuacji została mi do dzisiaj.

Osy
Na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku jakże modne były kamizelki wędkarskie z możliwością przywieszenia kilku przynęt na wysokości lewej lub prawej kieszeni. Wędkarze nawet sami doszywali kawałki gąbki po to aby mieć w czasie wędrówki nad rzeką kilka przynęt w zasięgu ręki. Tak oto i my wraz z kolegą ,,ucho” wędrujemy wzdłuż rzeki Bug, gdy w pewnym momencie trafiam na gniazdo rozjuszonych os. Nie wiem jakim cudem nie zostałem ukąszony, ale jakie esy floresy wywijałem rękami i całym ciałem to tylko kolega widział i miał zrywanie brzucha. Gdy kolega dociera (szedł w dużej odległości ode mnie) zwraca się do mnie z pytaniem czy mnie osy nie ukąsiły.  Stwierdzam, że chyba w dłoń, bo dłońbardzo piecze…. Zerkam na dłoń i … szok.  W dłoni siedzi żądło osy, tylko  wobler wraz z kotwiczką. Próby wyjęcia kotwiczki miękkimi szczypcami (nie kombinerkami} kończą się zadaniem tylko bólu. Więc z pomocą kolegi zdejmujemy wobler z kółeczka łącznikowego (ból nie do opisania } i po jeszcze kilku minutach na chama sam wyrywam kotwiczkę z dłoni. Dłoń płuczę w bardzo brudnej wtedy rzece (choć kolega mi odradza ten pomysł).  Całe szczęście nic się nie stało.

Jaką powinniśmy wyciągnąć z tego lekcję? Wszelkie woblery duże czy też małe tego powinniśmy trzymać w pudełkach. To samo się tyczy woblerów wieszanych np. na burtach łodzi. 

,,20 lat minęło”
Dwadzieścia lat uprawiania wędkarstwa amatorskiego, Mamy wrażenie że pozjadaliśmy wszystkie rozumy, jesteśmy bogatsi w doświadczenia, które przeżyliśmy. Błąd, jakże mylne pojęcie. Uczymy się pzecież całe życie …

Jest rok 2011. Stałem się posiadaczem nowej łodzi motorowej Solar 360cm wraz z potężnym jak na tę łódź silnikiem. Jestem szczęśliwym wędkarzem, aż do pewnego czerwcowego popołudnia. Piękne branie szczupaka na popera, krótki hol i ok. 55,56cm szczupak ląduje w łodzi. Jest upalnie, w łódce jest jakąś tam wykładzina więc jestem bez klapek.  Szczupak się nadział na dwie kotwice, próbuję więc (potężnymi jak mi się wydaje szczypcami z długimi końcówkami) wyciągnąć jedną z kotwic, udaje mi się to bez problemu. W końcu przecież do tego są te szczypce stworzone. W tym momencie szczupak nabiera wigoru i zaczyna wywijać. Próbuję uchylić nogi by nie dostać kotwiczką woblera … jednak za późno. AUUUU „ nowa łódź miedzy bakistami tylko 80cm” , zabrakło troszkę przestrzeni aby uchylić nogę. To było płytko tak się wydaje, a ból był nie do zniesienia. Uwolnić szczupaka z woblera, który się wił i zadawał mi ból … , udało się. Teraz trzeba wyjąć kotwiczkę. Kotwiczka była wbita w dół, uciąć grot? trzy rodzaje kombinerek ledwie dały radę (w tym miejscu powinniśmy mieć typowe do przecinania). A teraz najgorsze. Sam muszę wywinąć grot kotwicy do góry i przebić czubkiem kotwicy własną skórę by wyjąć grot  (to właśnie widzicie na zdjęciu, nawet nie wiecie jak mocna jest skóra i jak ciężko jest samemu ją przebić) ale udało się i obyło się beż powikłań.

Pozdrawiam i życzę jak najmniej wypadków nad wodą i nie tylko.

Mirek W.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.