„Nizinna mucha” 2007

Rzeki nizinne i jeziora nie są typowymi łowiskami muchowymi. Podobnie ryby nizinne – płocie, wzdręgi czy okonie nie są dla muszkarzy najważniejszymi trofeami. Przywykliśmy chyba wszyscy, że na spotkaniach naszego klubu najczęściej można usłyszeć opowieści o wielkich lipieniach czy gigantycznych pstrągach. Mieszkając na nizinach, odległości dzielące nas od typowych muchowych łowisk mierzymy jednak w setkach kilometrów. Cóż więc robić, gdy właśnie zakończył się sezon pstrągowy a lipienie jeszcze nie biorą tak dobrze jak późną jesienią? 

2 września 2007, już po raz drugi spotkaliśmy się w Dolistowie nad Biebrzą na zawadach Nizinna Mucha z cyklu muchowego Grand Prix ZOPZW Białystok. O 8 rano spotkaliśmy się w umówionym miejscu. Z naszego zaproszenia skorzystali Strażnicy Biebrzańskiego Parku Narodowego, którzy przyjechali do nas by podpatrzeć jak się łowi na sztuczną muchę.

Co ciekawe, wydaje się, że w przyszłych latach również i oni będą brać udział w naszych zawodach, gdyż właśnie kompletują muchowy sprzęt i zaczynają łowić.     Koledzy, którzy byli w Dolistowie od soboty potwierdzili nasze przypuszczenia, że ryby największą aktywność żerową przejawiają wieczorem. Warunki łowienia na sztuczną muchę były jednak bardzo trudne ze względu na silny wiatr, jakim przywitał nas niedzielny poranek. Wiedzieliśmy, że taka pogoda zdecydowanie utrudni łowienie i wpłynie na końcowy rezultat zawodów. 

W tych warunkach, wszyscy zawodnicy podeszli do sportowej rywalizacji bardzo poważnie i już z chwilą rozpoczęcia pierwszej tury szybko rozeszli się w kierunku swoich sektorów. Podobnie jak na „normalnych”, górskich zawodach muchowych, najważniejszym czynnikiem decydującym o końcowym sukcesie jest odpowiednia taktyka. Niektórzy zawodnicy nastawili się na białą rybę i szukali miejsc o w miarę spokojnej tafli wody, gdzie mogli dojrzeć żerujące na powierzchni płocie, wzdręgi, jelce i klenie. Inni, z niewielkimi nimfkami szukali burt brzegowych – ulubionych miejsc przebywania okoni. Jeszcze inni, z dużymi streamerami na metalowych przyponach kusili biebrzańskie szczupaki. Nie wszyscy jednak znali specyfikę tego łowiska i ciężko im było dobrać odpowiednią muchę czy znaleźć odpowiednie miejsce. Po pierwszej czterogodzinnej turze okazało się, że ryby żerują bardzo słabo. Złowiono tylko 5 niewielkich ryb – płocie i wzdręgi. Marne humory poprawił nam element socjalny każdych zawodów – ognisko. Swoją drogą wydaje mi się, że na nasze klubowe zawody jeździmy głównie w celu spotkania się z kolegami. Łowienie jest tylko dodatkiem, którego pod egidą Grand Prix niestety nie da się pominąć.

Druga tura zawodów, wzorem poranka, upłynęła na poszukiwaniu oznak żerowania ryb na powierzchni. Łowiliśmy niewielkie klenie i ukleje, choć zdawało się, że w każdym nowym miejscu czeka na naszą muchę stado wielkich, wygłodniałych ryb. Wyniki były jednak jeszcze słabsze. Złowiono jedynie trzy ryby. Jedną z nich złowił junior – Łukasz Przybysz, co wydatnie przyczyniło się do szerokiego uśmiechu jego ojca – Tomka „Palucha”. 
Jak można się było domyślać, największe szanse na wygraną w zawodach mają wędkarze dobrze znający Biebrzę oraz łowiący na skuteczne muchy. Na 15 uczestników zawodów (13 seniorów i 2 juniorów), sklasyfikowało się jedynie pięciu. Pierwsze dwa miejsca zajęli biebrzańscy „wyjadacze”: Marcin Bujnowski (340 pkt) oraz Maciek Dąbrowski (340 pkt). Na trzecim miejscu znalazł się Jędrzej Grygoruk (300 pkt) – stara gwardia Salmo Clubu. Czwarte miejsce zajął Mateusz Grygoruk (140 pkt), a piąte – Łukasz Przybysz (120 pkt), któremu udało się zdeklasować wielu starszych kolegów, w tym rodzonego tatę…

Zgodnie z wagą każdego miejsca, pucharami były kufle ozdobione pamiątkowym grawerunkiem. Zwycięzca zawodów otrzymał największy z nich.
Najskuteczniejszymi muchami były malutkie nimfki oraz duże (#10-8) suche muchy – Stymulatory, choć jak zgodnie zauważyliśmy, mucha nie jest aż tak ważna, jak sądzą niektórzy. Trzeba po prostu umieć łowić…Na wodach nizinnych również.

W imieniu Zarządu SalmoClubu Białystok, serdecznie dziękuję organizatorom zawodów – Marcinowi Bujnowskiemu i Konradowi Bujnowskiemu, którzy ze swojego obowiązku wywiązali się doskonale. Dziękuję również wszystkim zawodnikom za bardzo miłą i wesołą atmosferę na zawodach. Mamy nadzieję, że na naszych kolejnych zawodach –Lipieniu Sanu (22 września) spotkamy się w jeszcze liczniejszym gronie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.