VII Otwarte Mistrzostwa Salmo Clubu Białystok w wiązaniu sztucznych much już za nami

Spotkali się już po raz siódmy. Spotkali się i jak zwykle nakręcili takie niesamowite rzeczy, że normalnie mucha nie siada. Muchy nie siadały, choć było ich pod dostatkiem. Były muchy małe, były duże, były gładkie i były kosmate. Trafił się nawet najnowszy, sportowy model sztucznej muchy w barwach Jagiellonii Białystok.

Dziewiętnastego lutego 2011 roku w siedzibie biura Okręgu PZW w Białymstoku siedemnastu „kręcących z muchami” wystawiło swoje umiejętności na wielką próbę. Zawodników podzielono na dwie grupy: na profesjonalnych krętaczy i na tzw. „sympatyków” czyli tych co jeszcze mają spory kłopot w odróżnieniu imadełka od szpulki nici.

Zadaniem muchowych wyjadaczy było wykonanie trzech imitacji chruścika w różnych stadiach rozwoju. Zawodowcy przytargali ze sobą zmyślne imadła, lampki i skrzynki wypchane po brzegi muchowymi skarbami. Kręcili, motali i wiązali za pomocą specjalnych narzędzi. Używali nici, sierści, kolorowych tasiemek, koralików, paciorków, drutu i dziwnych substancji w małych buteleczkach. Gdy skończyli, do stolików zasiedli „sympatycy”. Ci z kolei (oczywiście pod czujnym okiem fachowców) mieli za zadanie wykonanie imitacji pijawki.

Po zakończonych zmaganiach do pracy przystąpiła komisja sędziowska. Jury pod dowództwem Prezesa Salmo Clubu – Jerzego Łuckiego miało nie lada zadanie. Komisji przyszło oceniać muchy świetne, muchy znakomite, a nawet muchy doskonałe. Komisja po zjedzeniu paczki krakowskich krakersów „Lajkonik” i po wypiciu dwóch dzbanków mocnej rozpuszczalnej kawy Jacobs w końcu ogłosiła werdykt.

4 (1)

Zdaniem komisji sędziowskiej w kategorii „profesjonalista” najlepsze chruściki wykonał Tomasz Gołębiowski. Drugie miejsce zajął Artur Czapla, a trzecie miejsce zajął Tomasz Kotelon.  W kategorii „sympatyk” czyli ten który jeszcze musi sie długo uczyć – wygrał Mateusz Dąbrowski. Drugie miejsce zajął Karol Lisowski a na trzecim miejscu ulokował się Przemek Szumski. W zawodach po raz kolejny wziął udział Honorowy Członek Salmo Clubu, Prezes Koła Okoń – kolega Andrzej Białous. Kolega Andrzej zajął jednak najgorsze z możliwych miejsc .. czyli miejsce czwarte.

Podczas Mistrzostw rozegrano jeszcze jedną konkurencję. Ochotnicy (kilku się znalazło) mieli za zadanie wykonanie imitacji muchy… z zawiązanymi oczami. W ruch poszły szaliki, chustki… i nastała ciemność. W czasie gdy przeciętny wędkarz zdążyłby jedynie namacać imadełko i ukłuć się ze dwa razy grotem haczyka, oni musieli zdążyć wykonać muchę kompletną. Zdaniem większości zebranych, najlepszego „ślepaka” zupełnie po omacku wykręcił Jędrzej Grygoruk. Być może na taki werdykt zebranych (w większości kibiców Jagiellonii) wpłynął fakt, że mucha miała barwy żółto-czerwone. Z kolei komisja sędziowska której zdanie w tym wypadku zupełnie nie było brane pod uwagę, wskazywała, że najfajnieszą muchą, najfajniejszym „ślepakiem” była imitacja owada której autorem był Artur Czapla (na zdjęciu poniżej)

6 (2)

Nie obyło się bez nagród dla najlepszych i pamiątek dla uczestników i gości. Nagrody ufundował Zarząd Okręgu PZW w Białymstoku oraz Zarząd Salmo Clubu. O godzinie 13-tej było już „pozamiatane”. Większość uczestników rozjechała się do domów. Byli jednak też i tacy którzy postanowili kontynuować spotkanie w mniej oficjalnych okolicznościach przyrody czyli na łonie Czarnej Hańczy w miejscowości Frącki.

Od zawodów minęło już kilka dni, ale jeszcze dziś w świetlicy w której rozgrywane były zawody, można wyczuć… lekko unoszącą się opinię, że oto … idzie nowe. Idzie nowe bowiem w tegorocznych zmaganiach totalnie zawiedli pewniacy. Zawiedli tytani kręcenia. Zawiedli niekwestionowani mistrzowie nici, włodarze sierści i poskramiacze piór zajmując odległe miejsca. Widocznie tym razem ich muchy nie znalazły dużego uznania w oczach komisji sędziowskiej. Krąży też druga, zgoła odmienna opinia, że może z naszymi mistrzami od nitek i piórek nie jest jeszcze tak źle. Może to właśnie komisja sędziowska odurzona kawą i krakersami „Lajkonik” nie oceniała rzetelnie bo była już myślami gdzieś daleko, błądziła gdzieś przy drugiej, nieoficjalnej części spotkania?

Tak właśnie się dzieje, gdy się myśli o Czarnej Hańczy – jednej z najpiękniejszych polskich rzek. Czarna Hańcza chyba jak żadna inna rzeka potrafi zawrócić wędkarzowi w głowie. I to na całe życie!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.