Nie kupujcie tanich pawilonów

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Nasz „pawilon”

Wymyśliliśmy sobie żeby kupić nowy pawilon na potrzeby naszego koła. Chcieliśmy nabyć nowe i bardziej funkcjonalne schronienie, ponieważ pawilonu którego do tej pory używaliśmy mieliśmy już po dziurki w nosie. Nasz dotychczasowy pawilon był starym pawilonem po przejściach i złożenie go do funkcjonalnej kupy było nie lada inżynieryjnym wyzwaniem. Kto choć raz składał taką konstrukcję, kto choć raz męczył się z rurkami ten wie o czym piszę. Ta mnogość identycznych rur i rurek, te plastikowe nic nie warte połączenia, te kiepskie trójniki i te szpilki o grubości zapałki, gnące się jak rozgotowany makaron wielokrotnie doprowadzały nas wszystkich do szewskiej pasji.

Nowy pawilon wypatrzyliśmy w …. Biedronce. Był tani, ładny i według zapewnień producenta z ogromną łatwością się rozkładał. Ta ostatnia zaleta w połączeniu z mega atrakcyjną ceną wpłynęła na naszą błyskawiczną decyzję o zakupie. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że była to nasza najgłupsza decyzja od czasu naszej ostatniej najgłupszej decyzji. 😉

Miła Pani z Biedronkowej kasy pieniążki policzyła, uśmiechnęła się z proroczym politowaniem i tak oto za sto kilkanaście złotych staliśmy się właścicielami pawilonu, którego mechanizm według zapewnień producenta pozwalał na bardzo szybki montaż porównywalny czasowo z drugą prędkością kosmiczną.

W naszym jednak przypadku o prędkości kosmicznej mogliśmy jedynie pomarzyć. Nie wiedzieć czemu, już na samym początku system zatrzasków zawiódł i jedna z nóg za nic w świecie nie chciała się wysuwać. Gdyby nie gospodarz naszego koła, złota rączka Karol, to zapewne należelibyśmy do elitarnej kategorii właścicieli pawilonów trójnożnych. Po Karolowej interwencji i po użyciu precyzyjnych specjalistycznych narzędzi w postaci dużego młotka i średniego przecinaka, noga zaczęła się wysuwać niczym szuflada w zestawie Ikei. Stelaż pawilonu podczas rozkładania też się zdał mniej solidnym od tego jakim prezentował się na sklepowej półce. I co najważniejsze, to nie był koniec naszych kłopotów.

Prawdziwe kłopoty zaczęły się gdy podczas zawodów spadł deszcz. Pawilon zamiast chronić nas przed deszczem zaczął przemakać jak gąbka. Z sufitu pawilonu do środka lało się mocniej niż z węża strażackiego w czasie pożaru. Mieliśmy wrażenie, że w środku bardziej pada niż na zewnątrz. Nie mogliśmy też uwierzyć, że materiał użyty do produkcji pawilonu w zetknięciu z deszczem bardziej przypomina bibułę niż porządne impregnowane płótno.

Wnętrze pawilonu
Wnętrze pawilonu

Sięgnęliśmy zatem do źródła czyli do … instrukcji użytkowania, małej kartki dołączonej do pawilonu przez producenta. Nikt z nas wcześniej nie zgłębiał zapisów instrukcji ponieważ nikomu do głowy nie przyszło, że zwykły pawilon… nie jest absolutnie przystosowany do zwykłych zastosowań. W czasie lektury instrukcji z przerażeniem odczytaliśmy ostrzeżenie producenta. Producent przestrzegał, że pawilon nie może być wykorzystywany przy złej pogodzie, przy wietrze i przy … deszczu. Tak. Przy deszczu też.

Kupiliśmy szybko i tanio. Czyli jednym słowem kupiliśmy totalny bubel zupełnie nam nieprzydatny. Tak więc teraz mamy pawilon któremu nadaliśmy imię Jonasz. Teraz mamy pawilon całkowicie przemakalny, nieprzystosowany do przeciętnych warunków wędkarskich z nogą która pomimo Karolowych napraw w każdej chwili może nam zastrajkować.