„Lipień Wdy” i „Ostatni Lipień”

Już osiemnasty raz, w dniach 13-14.10.br. „Salmo Club” w Białymstoku rozegrał swoje jesienne zawody, zamykające sezon 2007. W 1990 roku łowiliśmy na Pasłęce w rejonie Wapnika i Pityn, aby już w kolejnym roku przenieść się w Bory Tucholskie. Terenem zawodów była tam początkowo nieprzyzwoicie wręcz w tych czasach rybna Brda, którą jednak po kilku sezonach zdradziliśmy na rzecz Wdy. Myślę, że brdziańskie lipienie nie mają nam tego za złe… W tym roku jedynie 12-tu śmiałków postanowiło zmierzyć się w konfrontacji „Lipień Wdy” oraz „Ostatni Lipień” z mocno podniesioną wodą Wdy na odcinku od mostku koło leśniczówki Czubek, aż do mostu w miejscowości Błędno. Ten kawałek rzeki podzielony został na dwa sektory, których granicą był most kolejowy powyżej miejscowości Wda.  


Jak było? No cóż, ci którzy postanowili spędzać te chłodne jesienne dni w kapciach przed telewizorem chyba popełnili błąd! Lipienie brały jak szalone i przez dwa dni imprezy (to dobre słowo na opisanie tej wyprawy) i w trakcie piątkowego treningu złowiliśmy ich łącznie grubo ponad setkę!

W sobotę, w trakcie jednej 8-godzinnej tury padły 54 ryby, a ich największym oprawcą okazał się być Paweł „Pavka” Szymański, który na nimfę w kolorze „majtki” wyjął 12 ryb, w tym najdłuższą tego dnia – 40 centymetrów. Drugi był Tomek „Sqrek Ogórek” Skurski (9 lipieni), zaś doborową stawkę uzupełnił miłościwie nam panujący Prezes „Salmo Klubu” i Dyrektor Biura ZO PZW w Białymstoku w jednej osobie, Jurek „Ojciec Dyrektor” Łucki (7 ryb).

A wieczorem było wspólne oglądanie meczu Polska – Kazachstan, który dostarczył nam nadspodziewanych emocji związanych z awarią oświetlenia na stadionie w Warszawie. Wprawdzie kilku kolegów miało obawy, iż to oni stracili wzrok z powodu spożycia nadmiernej ilości herbatki ziemniaczanej, ale szczęśliwie to tylko pani Halinka sprzątająca zaplecze stadionu wyciągnęła niechcący wtyczkę z kontaktu…

Drugi dzień oznaczał zmasowany atak na środkowy fragment naszego łowiska. Krótsza, bo jedynie 6-godzinna tura, przyniosła 31 lipieni. Ilościowo najlepszy był Jędrzej „Kajtek” Grygoruk, którego łupem padło 6 lipieni, ale mało gościnnie zachował się organizator zawodów, Przmek „Lisu” Lisowski, który złowił wprawdzie jednego „lipiona” mniej, ale jego ryby były w sumie dłuższe i to on cieszył się z I-go miejsca w tym dniu. On też wyciągnął najdłuższą rybę – 42 cm. Lojalnie oddał jednak nagrodę za nią Jędrkowi, któremu butelka znakomitej whisky „Black Dog” (nazwa pochodzi od znanej muszki łososiowej) zawsze się w domu przyda… Trzecie miejsce zgarnął Tomek „Paluch” Przybysz, który usiłował zgarnąć też przy okazji wspomnianą butelkę…

Łowiliśmy głównie na nimfy w kolorze pomarańczowym, brązowym i beżowym. Byli jednak i tacy szczęśliwcy, którzy złowili lipienia na suchą muchę. Jednak pomimo dość intensywnego chwilami wylotu jętek, ryby bardzo rzadko podnosiły się do powierzchni. Pomimo wysokiej wody można je było z powodzeniem łowić na upatrzonego, gdyż szczególnie pierwszego dnia w górnym sektorze, lipienie zajmowały stanowiska na piaszczystych fragmentach dna. 
Wda jest piękna i piękne są Bory Tucholskie w październiku. I już wyznaczyliśmy sobie tam spotkanie w przyszłym roku.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.