Kraków zdobyty czyli … „TALAR CUP 2007”

Kraków zachwyca mnie za każdym razem. Kiedy tylko uda mi się odwiedzić Kraków zawsze dostrzegam jakieś zmiany na lepsze. Widzę jak miasto pięknieje i nabiera jeszcze większego uroku. Za każdym razem odkrywam Kraków jakby na nowo. A to zachwycam się piękniejącymi kamieniczkami, a to maszkaronami z krakowskich sukiennic które w moim postrzeganiu z biegiem lat uległy przemianie i z tajemniczych i budzących grozę stworów przeobraziły  się  w całkiem sympatyczne i przyjazne twarze albo też wzrok 
przykuwa Wieża Ratuszowa, która żyje teraz i nocą. Kiedyś nieśmiało schowana w mrokach krakowskiej nocy i uchodząca niestety uwadze turysty teraz podświetlana specjalnymi reflektorami prezentuje się wręcz fantastycznie.


I tym razem Kraków zachwycił… ale inaczej. Zachwycił jako miasto, jako dobry gospodarz, jako miejsce w którym rozegrano pierwszą edycję tegorocznego Pucharu Polski i Druzynowych Mistrzostw Polski „Talar Cup 2007” Właśnie w Krakowie a ściślej pisząc w Pobiedniku koło Krakowa na lotnisku Aeroklubu Krakowskiego 12 maja 2007 roku zebrała się czołówka najlepszych zawodników i zawodniczek polskiego castingu. Na starcie stanęło 15 kadetów, 14 juniorów, 2 juniorki, 6 kobiet i 11 seniorów. Białostocki okręg PZW pod opieką autora artykułu reprezentowali: Daniel Gorbacz i Patryk Marcińczyk z koła wędkarskiego PZW w Gródku. 

Pogoda była wspaniała, było słonecznie i ciepło. Wiał lekki, przyjemny wiatr. Murawa była świetnie przygotowana. Organizatorzy na potrzeby drużyn rozstawili kilka turystycznych pawilonów. Uroczystego otwarcia zawodów dokonał Trener Kadry Narodowej polskiego castingu – Włodzimierz Targosz. Sędzią Głównym zawodów był Waldemar Kaman z Legnicy – sędzia klasy krajowej. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami zaplanowano rozegranie wszystkich dziewięciu konkurencji. Było to zadanie dość trudne. Chyba nigdy przedtem w ciągu jednego dnia nie rozegrano tylu konkurencji przy tak dużej ilości zawodników. Przynajmniej ja tego nie pamiętam. Ale to co niemożliwym się wydaje dla osób postronnych to dla organizatorów „Talar Cup 2007” było przysłowiową „bułką z masłem”. Gdyby nie ulewny deszcz i bardzo silny, porywisty wiatr które po południu jakby w zmowie jednocześnie przetoczyły się nad lotniskiem to wszystkie konkurencje zakończyłyby się w zaplanowanym przez organizatorów czasie.

Przechodząca burza narobiła troszkę bigosu. Kilka elementów konstrukcji pawilonów zostało wygiętych lub nawet połamanych. Wiatr niczym okrutny złodziej chciał z zimną krwią pozbawić wszystkich tego jedynego w tym momencie dachu nad głową. Dzięki wspólnej i ofiarnej „akcji ratowniczej” wszystkich uczestników pawilony na szczęście nie zamieniły się w latawce i nie pofrunęły razem z wiatrem gdzieś w nieznane. 

Jakby kłopotów było mało to na dodatek przez teren zawodów przeleciały dwa potężne roje pszczół. Szczególnie  drugi rój niczym chmara afrykańskiej szarańczy napędził dużo strachu osobom siedzącym pod pawilonami.  Rój pszczół z przyczyn tylko sobie znanych na trasę swojego przelotu wybrał oczywiście okolice pawilonów. Na szczęście zgraja tych pożytecznych brązowych owadów majestatycznie i wolno przeleciała przy samych namiotach a pszczółki podekscytowane „własną przeprowadzką” zdawały się nie zauważać  mocno przerażonych twarzy niektórych zawodników.

Obiad i kolacja były dostarczone przez firmę cateringową wprost na lotnisko. Tak jak w ubiegłym roku podczas 54 Mistrzostw Polski w wędkarstwie rzutowym które to wspólnie z kolegami z białostockiego okręgu miałem przyjemność i zaszczyt organizować tak i tym razem posiłki spożywano w sposób rotacyjny. Taki manewr pozwolił wydatnie zmniejszyć czas i troszkę nadrobić zaległości. Wieczór upłynął pod znakiem konkurencji odległościowych. Najwięcej emocji (chyba jak zwykle) wzbudziła konkurencja nr 5 czyli rzut na odległość cięzarkiem 7,5 grama. Właśnie od tej konkurencji w dużej mierze zależały losy pięcioboju i trójboju spinningowego. A los jak się później okazało spłatał niektórym okrutnego figla.

Po wieczorze przyszedł …. późny wieczór a wraz z nim po cichutku przydreptał też i … czas, czas na podsumowanie wszystkich konkurencji i wręczenie najlepszym zawodnikom nagród honorowych i nagród rzeczowych oczywiście ufundowanych przez sponsorów. O wielkim i tłustym pechu lub może bardziej o nieszczęściu w szczęściu może mówić zawodnik białostockiego okręgu – Daniel Gorbacz. Daniel w pięcioboju uzyskał wynik 499,800 i jedynie 0,2 pkt zabrakło do osiągnięcia magicznej a wręcz niemożliwej do osiągnięcia dla juniora granicy 500 punktów. Jak to jest dużo to wystarczy, że podpowiem: 507 pkt wystarczyło aby w tym dniu zająć trzecie miejsce w ……… pięcioboju seniorów. 500 punktów o ile pamiętam to udało się przekroczyć taką granicę podczas kariery juniorskiej jedynie Mateuszowi Targoszowi (dziś seniorowi). Ale Mateusz to tytan, to heros castingu. Gdyby casting miał bogów to Mateusz niczym Zeus usiadłby na Olimpie jak nic. Mateusz to wielokrotny Mistrz i Rekordzista Świata i Europy, multimedalista zawodów międzynarodowych, jeden z fundamentów polskiego castingu….

No tak, ale miało być o Danielu a nie o Mateuszu przecież. A więc Daniel bardzo się zbliżył do granicy 500 punktów. Oczywiście dla porządku dodam jedynie, że pięciobój oczywiście wygrał. Tuż za Danielem sklasyfikowany został junior z Zamościa Paweł Stopa. Paweł ma już wiele sukcesów i osiągnięc na swoim koncie. Jest szalenie miłym i sympatycznym zawodnikiem a konkurencja nr 1 w wykonaniu Pawła może się spodobać chyba największemu malkontentowi. Mogę śmiało stwierdzić, że Paweł i Daniel to w tej chwili dwa najpotężniejsze filary polskiego castingu juniorów. Na miejscu trzecim uplasował się Oliver Klinger z Torunia. Oliver wspaniale ukończył konkurencję nr 4 uzyskując komplet punktów. Czwarty w pięcioboju był Fabian Szynkowski także z Torunia. Fabian tym razem zachwycił konkurencją nr 1 czyli – mucha cel. Z juniorów tylko Fabian i Daniel uzyskali maksymalny wynik w tej własnie konkurencji. Na piątym miejscu uplasował się Patryk Marcińczyk z białostockiego okręgu, a szóste miejsce zajął Paweł Sobota z Katowic. W kategorii seniorów szans nie dał pozostałym zawodnikom kol. Janusz Paprzycki z Legnicy. Janusz w pięcioboju uzyskał 532,110 punktów i o 10 punktów wyprzedził Jacka Kuzę z Kielc. Trzeci w pięcioboju seniorów był trener i organizator zawodów Włodzimierz Targosz. W kategorii juniorek w pięcioboju wygrała Natalia Pecyna z bydgoskiego okręgu PZW zdobywając 424,795 pkt. Druga była jej koleżanka i z reprezentacji i z okręgu Paulina Krzyżanowska, a trzecie miejsce w pięcioboju dziewcząt zajęła młodsza siostra Natalii – Eliza Pecyna. Eliza jak później się okazało zwyciężyła także w tróboju spinningowym kadetów. Za Elizą miejsca na podium znaleźli zawodnicy z Kielc. Przemiek Stępień i Maciej Kuza. Pięciobój wśród kobiet wygrała „wracająca” po dłuższej przerwie Monika Talar z Katowic. Drugie miejsce przypadło w udziale Iwonie Bialik z Katowic a trzecim miejscem na podium zawładnęła Urszula Włodarska z Kielc. W klasyfikacji drużynowej w kategorii „młodzież” wygrała ekipa z białostockiego okręgu. Przy okazji Daniel i Patryk pobili nieoficjalny co prawda drużynowy rekord w trójboju spinningowym młodzieży zdobywając 564,905 pkt. Drugie miejsce zajęła silna ekipa z Torunia, a trzecie miejsce przypadło drużynie z Zamościa. W klasyfikacji drużynowej kobiet wygrała ekipa z Katowic, drugą ekipą był zespół z Bydgoszczy a trzecie miejsce zajął żeński team z Kielc W klasyfikacji drużynowej seniorów nie do pobicia była drużyna z Katowic. Katowice wygrały z męską druzyną z Kielc i z drużyną z Legnicy która to ostatecznie zajęła III miejsce.

Zawody dobiegły końca. Zmrok spowił lotnisko a ekipy wyruszyły w drogę powrotną do hotelu. Kolejny „Talar Cup” za rok. Mam cichą nadzieję, że za rok znów nasza ekipa pojawi się na zawodach a ja będę miał okazję po raz kolejny odkrywać Kraków na nowo, kolejny raz szukać powodu do zachwytu, bo miasto i ludzie którzy w nim mieszkają w pełni na to zasługują.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.